Długo zastanawiałam się czym jest ten magiczny składnik, który łączy wszystkie moje działania. Jest ich przecież tak wiele.
Zajmuję się projektowaniem pokoików dziecięcych w Roomsy4kids,. Tworzę autorską ceramikę WOLNO ceramika we własnej pracowni. Buduję przestrzeń na nasze przyszłe spotkania z gliną w Wolnym miejscu. Działam w internecie, piszę bloga, aktywnie działam na Instagramie. Stylizuję sesje zdjęciowe i fotografuję stworzone przez siebie aranżacje. Remontuję stary dom i dzielę się z Wami wiedzą na praktyczne tematy…
Przy takiej intensyfikacji działań cały czas mam w głowie pytanie: „Co jest wartością nadrzędną, która stoi za wszystkimi moimi wyborami? Tymi estetycznymi, ale i również tymi zwykłymi, których pełna jest moja codzienność?”
.
Teraz już wiem. To AUTENTYCZNOŚĆ.
To słowo jest ostatnio bardzo mocno eksploatowane i mam tego pełną świadomość, ale niestety na tą chwilę nie znajduje żadnego innego, które pomogłoby mi w określeniu mojego magicznego „składnika”…
W moim życiu kieruje się wieloma wartościami, ale życie w zgodzie ze sobą i światem (również tym materialnym), który nas otacza jest dla mnie chyba najważniejsze.
Moja droga do samoświadomości, do poczucia jaka naprawdę jest moja estetyka i czym jest dla mnie piękno była (a właściwie nadal jest) bardzo długa i kręta. Pełna zwrotów akcji i ogólnie pojętych zmian.
Zaczyna się w poniemieckiej Zielonej Górze, gdzie przemieszczając się wśród mieszczańskich kamienic normalizowałam sobie obecność napisów w nieznanym mi języku. Późniejsze, dorosłe drogi poprowadziły mnie do historycznego, wyjątkowego Krakowa. Miasta, w którym podczas studiów zgłębiłam kulturę i historię Żydów, wzniosłam się na filozoficzne wyżyny studiując religioznawstwo, a wszystko zakończyłam twardym lądowaniem i praktycznym zawodem projektantki wnętrz, Z wielką pasją wykonywałam go z resztą przez kilka lat we własnej firmie.
Pewnego dnia życie zaprowadziło mnie (nie bez oporu) na Mazowsze, a konkretnie do Warszawy. To tam odkryłam cudowną dostępność inspirujących, wyjątkowych miejsc, ale tez wielka pustkę. Miasto z tak tragiczną historią zapisaną w jego murach jest zupełnie nie dla mnie. Dlatego też uciekłam czym prędzej.
Los poprowadził mnie do Milanówka, który mimo bliskości stolicy żyje zupełnie innym rytmem i inną już historią. To miasto – ogród, pełne starych, zmurszałych willi i stuletnich drzew. To małe miasteczko podarowało mi ukojenie i pozwoliło poczuć znowu to, co tak bardzo kochałam w Krakowie. Pozwoliło mi obcować z historią i prawdziwością.
Nie bez przygód wraz z mężem kupiłam dom z 1913 roku i zaczęłam uczyć się czym jest suprema, stropy drewniane, ługowanie i tynki wapienne…
Szybko poczułam, że sposób w jaki chcę wykończyć tą przestrzeń odbiega od szeroko przyjętych w naszym kraju „standardów”. Zaczęłam zastanawiać się dlaczego tak jest.
Nie znam jeszcze dobrze odpowiedzi na to pytanie. Może to kwestia odwagi, dojrzałości, dbałości o ducha miejsca?
Na pewno jest to kwestia szacunku do tego, co zastane i niezmienne.
Z biegiem lat moje podejście do wnętrz ewoluowało, dojrzało i pozwoliło mi poczuć się pewnie. Po wielu latach dotarłam tez w końcu do słowa autentyczność.
.
Autentyczność we wnętrzach.
.
Jak ją rozumiem?
To dla mnie zgoda na improwizowanie, Na słuchanie i obserwowanie przestrzeni, którą chcemy poddać modyfikacji. To unikanie niepotrzebnych ingerencji w zastaną tkankę danej przestrzeni. To zgoda na poczucie ducha danego miejsca, na szacunek do jego historii i na opiekę nad drobnymi śladami po tych, którzy minęli.
To też w końcu akceptowanie tego, jak działa czas i jak bardzo my jesteśmy mu poddani. To w pewnym metafizycznym sensie zgoda na przemijanie.
W sferze estetycznej autentyczność jest dla mnie przeciwieństwem sterylności. To niezgoda na sztuczne, błyszczące, plastikowe, to niechęć do kamuflowania niedoskonałości tanimi chwytami.
Dużo czasu zajęło mi żeby zrozumieć, że moje podejście do piękna i estetyki, to rodzaj misji
Myślę, że z tej potrzeby narodzi się wkrótce dużo intrygujących pomysłów.
Mam już nawet kilka pozycji w swoim w grafiku…